Odkryłam, że nuda jest nudna a ja jak nie mam za dużo do roboty to mój poziom ambicji i chęci do życia jest pod kreską. Dopóki nie znajdę sobie żadnego zajęcia to...
Powiem Wam o studiowaniu. Najpierw wymienię swoje "za" w odniesieniu do Anglii i USA a później "przeciw" i czym się kierowałam ja podejmując decyzję.
DLACZEGO OPŁACAŁO MI SIĘ WYBRAĆ USA?
- Stypendia. Nie będę sobie liczyć ile dostałam $$$ bo były to tzw "full ride" czyli pełne stypendia (pokrywające czesne). Wychodziłoby na to, że szkołę mam darmową!
- Poznałam wspaniałych przyjaciół w Michigan i mogłabym z nimi mieszkać w przyszłym roku.
- Uniwersytet Michigan w Ann Arbor był na mojej liście, a jest 20 w rankingach na świecie.
- Mam swoją drugą rodzinę w Michigan, nie musiałabym ich opuszczać.
- Stany były moim marzeniem i punktem docelowym w podróżach.
- Nie musiałabym pakować swojego życia ponownie do walizki.
- Dostałam miejsce na kierunku prawniczym (ale nie w Michigan)
- Dresy, skarpetki, klapki i bluza - strój codzienny.
CZYM MNIE KRĘCI LONDYN?
- Jest w Europie a co się z tym wiąże różnica czasu to zaledwie 1h.
- W razie jakiegokolwiek zdarzenia jestem w stanie pojawić się w Polsce w przeciągu 24h.
- Najwzyczajniej w świecie jest to piękne miejsce.
- Uwielbiam ich Muzeum Historii Naturalnej.
- Łatwość z jaką mogę dostać kredyt studencki.
- Możliwość pracy i studiowania w tym samym czasie.
- ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA I WIELKANOC W POLSCE.
- Kierunek "Zarządzanie biznesowe ze specjalnością wykorzystywania zasobów ludzkich".
- Staże wakacyjne (zapewnione przez uczelnie).
- Możliwość robienia roku za granicą w czasie studiów i rocznego stażu w korporacji (obie opcje bez przerywania studiów).
- Brytyjski akcent.
- Dwie bliskie mi osoby będą blisko mnie. Moja bff Wera i bff roommate Klaudia bez których Londyn nie byłby tak piękny.
CZYM MNIE NISZCZY USA ?
- Tęsknotą. Nie płaczę co noc, ale tęsknię bo mam za kim.
- Kosztami życia, nie samym czesnym żyje studenciak.
- Potrzebą posiadania samochodu. Uwielbiam prowadzić, to podkreślam, ale nie posiadam samochodu. To nie jest tania zabawa, policzmy ubezpieczenie, paliwo (drogie w MI), spłatę kredytu na samochód i serwisowanie.
- Strefy czasowe (największy minus)
- Brakiem możliwości powrotu do Polski na weekend.
- Fast-food.
- Mój organizm szaleje w USA, ale szczegóły zostawię dla siebie.
- Życie "na wizie"
CZEGO BRAKUJE LONDYNOWI?
- Klapek, dresów i bluzy. Zdaję sobie sprawę, że i tam ludzie się tak ubierają, ale zakładam, że będę pośród ludzi. W USA wskoczę do auta i mam w nosie, w Londynie czułabym się jak pacjent zakładu zamkniętego.
- Amerykańskiej swobody. Mam nadzieję, że Brytyjczycy nie będą bardzo smutni na dłuższą metę.
- Targetu, mam nadzieję, że Sainsbury przyjdzie mi z pomocą, ale nie liczę na wiele.
- Braku Polaków. Nie zrozumcie mnie źle, dumnie noszę t-shirt "POLSKA", ale byłam w Chicago 3 maja. Większość Polaków spokojnie obchodziła ten dzień, ale wstyd mi było za niektórych.
Moją decyzję przesądził kosztorys. Jak wspomniałam w poprzednim poście, nie chcę by moi rodzice mnie opłacali. Byłabym w stanie w USA się wyżywić, może i opłacić samochód z własnej pensji, ale nie miałabym w budżecie miejsca na święta w Polsce. Gdybym wybrała szaloną opcję powrotu do Polski, pójścia na studia w Warszawie czy Wrocławiu - rodzice musieliby mi dokładać co miesiąc.
Londyn pod tym względem jest najkorzystniejszą opcją finansową. Nie mówcie mi, że nie, ponieważ policzyłam wszystko, rozkładając to na rok, miesiące i tygodnie. W moim kosztorysie nie zapomniałam o najmniejszej pierdółce, liczyłam koszty wszystkiego - nawet szczoteczek do zębów, chusteczek higienicznych i nowych sznurowadeł.
UEL, który mnie przyjął jest w 3 strefie, na moje szczęście Klaudia wybiera się do tej samej szkoły, więc szukanie mieszkania będzie łatwiejsze. Oczywiście żyjemy jeszcze przekonaniem, że będziemy pracować w starbucksie czy coście a na 80% wylądujemy w czymś co starbucksa nigdy nie widziało.
Wiem, że dużo osób się ze mną nie zgadza. Uważacie, że powinnam korzystać z pomocy rodziców póki ją mam, bo taka jest kolej rzeczy, że później ja im będę pomagać. Chyba jestem jedyna, która czuje wstręt do tego typu pomocy. Będę w 10 niebie jeśli moi rodzice mnie będą odwiedzać i np. przywiozą mi z Polski kabanosy, albo wyślą mi siostrę samolotem w wakacje.
Chcę, żeby dalej byli obecni w moim życiu, ale w roli przyjaciół i doradcy, a nie sponsorów. Choćbym miała przeżyć za 40 funtów tygodniowo - dam radę, bo moi rodzice nauczyli mnie, że nigdy nie mogę się poddać, nikt nie zapracuje na moją przyszłość lepiej niż ja sama i cele są po to by je osiągać a nie dopisywać do listy marzeń.
Pamiętajcie, że sukces możecie odnieść tylko ciężką pracą a porażka puka do drzwi zaraz po tym jak w siebie zwątpicie.
Na dzisiaj tyle, niedługo proces aplikacji z pozycji wymieńca,
pozdrawiam,
IGA